FILOZOFIA, MEDYTACJA…
Odwiedzając kraj koczowników – zostań koczownikiem (na czas podróży).
Niezależnie czy jest to kajak, czy piesza wędrówka przez pustynię ze zgrzytem piasku w zębach, mozolne pięcie się w strugach potu, metr za metrem do góry albo finezyjna wspinaczka, kręcenie pedałami celem nawinięcia w końcu tego przeklętego łańcucha, czy szuranie nartami w otaczającej, wszechobecnej bieli Arktyki i z kretyńsko przytroczonymi ciężkimi saneczkami (myślę o pulkach),…
Wszystko to, mimo tak wielu różnic ma jedną zdecydowanie wspólną cechę – medytację.
Zapominasz o wszystkim, stajesz się marszem. Zostajesz wiatrem, słońcem, przestrzenią. Od czasu do czasu zapominasz nawet o przemieszczaniu się, istocie twego działania. Myśli błądzą gdzieś po świecie, daleko wśród spraw i ludzi, które zostały za tobą gdzieś w odległym świecie. Dom, rodzina, praca, szef, kumple, piwo w knajpie, telewizja powoli odchodzą na bezpieczną, nie zanieczyszczającą twego umysłu odległość. Zaczynasz wszystko to widzieć z innej perspektywy, oddali, z lotu ptaka. Życie nabiera innego wymiaru-zaczynasz dostrzegać, co w nim jest naprawdę ważne, a co zupełnie, ale to zupełnie pomylone.
Rodzisz się na nowo.
Oczyszczasz…
Przez to nigdy już nie wracamy takimi, jakimi wyjechaliśmy, a świat obserwujemy innymi oczami.
Takie chwile oświecenia wciągają i nie pozwalają długo egzystować w cywilizowanym świecie bez kolejnych spełnień.
Naturą człowieka jest dzikość. Zespolenie z lasem, trawą, śniegiem i lodem, blaskiem słońca, gwiazdami, …
I tym jest OUTDOOR dla mnie.
Może część z nas już silnie zakorzeniła się w wygodnym, ale jakże mdłym, bezbarwnym mieszczańskim życiu. A tam, pod parasolem nieba, wielu odnajduje swą ukrytą, zapomnianą naturę.
Duszę nomady.
(Mongolia, listopad roku 2000)