Gary Moore. Dziś odszedł jeden z mistrzów gitary…
Niewiele ponad godzinę temu dotarła do mnie ta wiadomość. Już nigdy nie zobaczymy Gary Moore’a w scenicznym szale, niestety nie będzie mi więcej dane poczuć… na zawsze zapamiętam te ciary na plecach, a później na reszcie ciała. Miałem to szczęście, że udało mi się załapać na mały, kameralny koncert w Karpaczu (to nie żart) – zdaje się we 2002 roku. Wtedy też powstała, jeszcze na Velvia50 ta fotografia. Mr. Gary dał rewelacyjny koncert, zaplanowany na godzinę – może godzinę/dwadzieścia… i po skończonym programie, przy brawach bardzo kameralnej publiczności pod sceną powiedział, że ostatnio dla tak małej, ale rozbawionej publiczności grał jako szczeniak w Dublinie, że dziękuje za to i po prostu przyjemnie mu się gra. Potem zaklął, zawołał resztę muzyków i zaczął po kolei grać kawałki Hendrixa, startując zdaje się Purple Haze – i tak przez kolejne półtorej godziny. Ogień. Miałem wrażenie, że gitara w końcu zapali się mu w dłoniach. Dlatego nie zmieniłem tej fotografii, mimo smutnej okoliczności – na wersję B&W. Nie dało się i myślę, że Mistrz, gdziekolwiek jest – zgodziłby się na to.
Nie będę ukrywał, że miałem łzy w oczach, kiedy w dzisiejszym „Minimax” w PR3 Leszek Adamczyk zapuścił „Still Got The Blues”…
Lubię myśleć, że znów jest razem z Phillem Lynottem…
wielki żal, wielka szkoda…
fajnie, że zostały płyty i ta fotografia, którą słychać słychać…
A ja go uwielbiałem za płytę „Wild Frontier”… Po Niemenie i Gary’m został mi już tylko Mark Knopfler. Jakoś tak szybko fajni ludzie wycofują się z tego świata…
Witam,
ja równiez byłem na tym niezapomnianym, w jakimś sensie magicznym, koncercie w Karpaczu 20 lipca 2002.
Może już masz, a może nie setlistę koncertu.
Link
http://www.setlist.fm/setlist/gary-moore/2002/stadion-miejski-karpacz-poland-43d5e7a7.html
Wtedy też udało mi się wykonać kilka fotek. A było to dosyć utrudnione, bo ochrona wściekle ganiała fotografujących koncert.
Pozdrawiam
Wiktor Sawczuk (rocznik 58)